ID: 228289
Dla czego warto zaryzykować wszystko i czy w ogóle warto?
ID: 228289
ID: 228289
Jestem chyba takim normalnym mężczyzną. Praca, dom, żona i dzieci. To wszystko ma swoją wartość. Stabilizacja, stałe dochody i miłość. Jednak myślę, że są rzeczy, dla których postawiłbym to wszystko na szalę. Oczywiście z nadzieją, że nie będzie tak źle, ale ryzyko bym podjął, co już kiedyś zresztą robiłem i choć brałem pod uwage, że mogę zostać zwolniony, to nie zostałem. Zwolniłem się sam, ale to było powiązane.
Pracowałem sobie w biurze. Praca średnio płatna, ale i lekka. Od 9 do 17, a z tego jeszcze codziennie wychodziłem na śniadanie i na obiad do baru. Często wyszliśmy na spotkanie z klientem do restauracji i po potkaniu nie wracaliśmy do biura, tylko wyrywaliśmy panienki w barach. W piątki to była już reguła. Praca fajna, a ja postawiłem ją na szali i straciłem. A zaczęło się od tego, że w niedziele pojechałem z koleżanką na lotnisko sportowe. Odbywał się tam jakiś festyn i skoki spadochronowe. Podszedłem do instruktora skoków, że ja też chcę. Okazało się, że szkolenie zaczyna się w najbliższą środę. Jak mi przyniesiesz na środę ważne badania, to cie zapiszę, powiedział instruktor. W ten oto sposób w poniedziałek zamiast na 9 do biura, od 7 rano sterczałem w kolejkach przychodni ośrodka badań lotniczo lekarskich. Zadzwoniłem pomiędzy jakimiś tam badaniami, że jestem "u lekarza". Na drugi dzień znów w przychodni do południa, a w środę na 17 na kurs, więc z biura wyszedłem o 16. Trzy dni szkoleń i w sobotę skoczyłem z samolotu. W pracy kłopoty zaczęły się w poniedziałek. Szef marudził, marudził, marudził i w końcu wypalił, że on może zaraz mnie zaskoczyć (w domyśle, zwolnić mnie z pracy). Ja na to nie wytrzymałem i wypaliłem: A co ty myślisz frajerze, że ja tego nie wziałem pod uwagę?? Masz mnie za takiego durnia, który rozważając swoje poczynania nie wpadł na to, że konsekwencją może być zwolnienie z pracy. Brałem to pod uwagę. Zawsze biorę pod uwagę najgorszą opcję i jeśli mimo to, uważam że warto, wtedy ryzykuję.
I tu jest sprawy sedno. Podejmując jakieś ryzyko (powiedzmy zdrada małżeńska) bierzesz pod uwagę opcję najlepszą (żona się nigdy nie dowie), oraz opcje najgorszą (żona się dowiaduje, zabiera dzieci i odchodzi). Pomijam opcje pośrednie. Jeśli nie akceptuję opcji najgorszej, to nie podejmuję ryzyka. Muszę zakładać, że coś pójdzie nie tak i w najgorszej sytuacji stanie się to i to. Dlatego nie zaryzykuje małżeństwa dla przygodnego seksu.
Co innego, gdyby to były dwie młode dziewczyny zaznawane na raz. Wtedy podjałbym ryzyko. Nic nie będzie -warto było. Dowie się i rozejdzie się po kościach - warto było. Dowie się i zabierze dzieci - też warto było, bo taka okazja trafia się raz na 100 lat. Mi się jeszcze nie trafiła i szanse na to, że się trafi są mniejsze niż na wygraną w lotto, ale żona wie, że jak się trafi, to pójdę, choćbym miał zamknąć ją na ten czas w piwnicy. Łapać okazję, a później jakoś to będzie.
Kiedy zaczynałem prace jako kierowca ciężarówki, bardzo podobała mi się jedna kobieta pracująca na magazynie w firmie w której odbierałem towar.
Polubiłem ją i ona mnie, ale tam byłem zawsze na chwilę. Startowałem z Wrocławia, jechałem tam i po załadunku, wracałem do Wrocka. Nigdy nie byłem tam dłużej niż godzinę, a ona mieszkała jeszcze z rodzicami. Raz się do nich trochę spóźniłem i ona wychodziła z pracy, kiedy ja dojeżdżałem do firmy. Mówi mi tak. Rodziców nie ma w domu i jak chcę, to dzisiaj. Innymi słowy: Teraz albo nigdy.
Postawiłem samochód na stacji benzynowej, komórkę zostawiłem w aucie i do auta wróciłem na drugi dzień rano. Telefon był rozładowany od dzwonienia bez przerwy. Nie zwolnił mnie wtedy i nigdy nie powiedziałem co się stało. Nigdy. Nie wie do dzisiaj, dlaczego mu zniknąłem na 16 godzin. Powiedziałem, że jak chce to może mnie zwolnić, ale ma nie pytać.
I dzisiaj zastanawiam się, w jakich sytuacjach porzuciłbym wszystko teraz.
Są takie rzeczy, dla których zostawiłbym wszystko.
se*s z dwiema (lub więcej) młodymi kobietami, lot helikopterem (w sensie pilotowania), prowadzenie sportowego auta, pilotowanie wojskowego samolotu.
Powiedziałem swojemu pracodawcy, że gdybym był w trasie i zadzwoniłby do mnie kolega z zapytaniem : Słuchaj wziąłem z wypożyczalni sportowe lamborghini, ale tylko na 24 godziny, wskakuj. To cieżarówkę postawiłbym na 24 h na najbliższej stacji benzynowej.
Powiedziałem żonie, że gdyby tak zadzwoniła moja była, że są u niej dwie koleżanki i napalone na mnie czekają, to wysadziłbym ją z dziecmi na przystanku z auta, żeby wracały do domu autobusem a ja pojechałbym prosto do nich.
Brat mojej byłej pracuje w wojsku i pełni służbe w lotnictwie. Pilotem nie jest, ale kręci się bez przerwy dookoła pilotów. Gdyby któregoś dnia zadzwonił, że jest możliwość, żebym wsiadł z pilotem w samolot i poleciał, nie czekałby na mnie dłużej niż dojazd do jednostki. Gdziekolwiek bym nie był i cokolwiek bym nie robił, przerwałbym to i szukał najszybszego transportu do tej jednostki. Zapłaciłbym za helikopter UBERa, albo ukradł ze stacji benzynowej motor, licząc na to, że później go oddam, czy kradzież odsiedzę w wiezieniu.
Są rzeczy które trafiają się rzadziej niż wygrana w lotto i jak się trafią, bie wolno rezygnować. Żona, gdyby zatrzymywała mnie w domu, to traktowałbym jej poczynania, jak prośbę, żeby podarł i wyrzucił wygrany kupon lotto, bo albo ona albo wygrana.
Tak samo jak każdy pracodawca wie, że straci pracownika który wygra w lotto, bo każdy normalny zwolni się natychmiast, tak samo moja żona wie, że pójdę z dwiema, choćby i nawet ona obserwowała mnie przez szybę. Oczywiście próbowałbym dyskretnie, ale gdyby się nie udało, to trudno. Może jakoś się z tego wykręcę później, a może odejdzie, ale nie zrezygnuję.
Tak jak z tą nieszczesną ciężarówką, zaparkowałem, pozamykałem i wyszedłem. Czy brałem pod uwagę zwolnienie z pracy? Oczywiście, że brałem. Brałem nawet możliwość, że te 300km, dzielące mnie od domu, pokonam już pociągiem, bo szef mnie zwolni w trybie natychmiastowym i do samochodu przywiezie następnego kierowcę osobówką. Dlatego idąc do tej dziewczyny zabrałem z samochodu wszystkie swoje rzeczy.
A z biura zwolniłem się dlatego, że szef mnie obraził. Obraził mnie stwierdzeniem, że ZASKOCZY mnie zwalniając mnie z pracy. Myślał, że ja podejmuję taką ważną decyzję i nie wpadłem na to, że on może mnie za to zwolnić. Innymi słowy, miał mnie za ostatniego durnia. Za to mu nagadałem i odszedłem. Paradoksalnie, to on mnie na koniec przeprosił, ja go przeprosiłem za nazwanie go frajerem i odszedłem. Za podjetą decyzję nie przeprosiłem, bo decyzja była słuszna i gdybym miał ją podejmować jeszcze raz, podjąłbym identyczną.
A jak jest z wami?? Dla jakich pasji i fantazji postawilibyście na szali prace, małżeństwo i zdrowie??
Jestem chyba takim normalnym mężczyzną. Praca, dom, żona i dzieci. To wszystko ma swoją wartość. Stabilizacja, stałe dochody i miłość. Jednak myślę, że są rzeczy, dla których postawiłbym to wszystko na szalę. Oczywiście z nadzieją, że nie będzie tak źle, ale ryzyko bym podjął, co już kiedyś zresztą robiłem i choć brałem pod uwage, że mogę zostać zwolniony, to nie zostałem. Zwolniłem się sam, ale to było powiązane.
Pracowałem sobie w biurze. Praca średnio płatna, ale i lekka. Od 9 do 17, a z tego jeszcze codziennie wychodziłem na śniadanie i na obiad do baru. Często wyszliśmy na spotkanie z klientem do restauracji i po potkaniu nie wracaliśmy do biura, tylko wyrywaliśmy panienki w barach. W piątki to była już reguła. Praca fajna, a ja postawiłem ją na szali i straciłem. A zaczęło się od tego, że w niedziele pojechałem z koleżanką na lotnisko sportowe. Odbywał się tam jakiś festyn i skoki spadochronowe. Podszedłem do instruktora skoków, że ja też chcę. Okazało się, że szkolenie zaczyna się w najbliższą środę. Jak mi przyniesiesz na środę ważne badania, to cie zapiszę, powiedział instruktor. W ten oto sposób w poniedziałek zamiast na 9 do biura, od 7 rano sterczałem w kolejkach przychodni ośrodka badań lotniczo lekarskich. Zadzwoniłem pomiędzy jakimiś tam badaniami, że jestem "u lekarza". Na drugi dzień znów w przychodni do południa, a w środę na 17 na kurs, więc z biura wyszedłem o 16. Trzy dni szkoleń i w sobotę skoczyłem z samolotu. W pracy kłopoty zaczęły się w poniedziałek. Szef marudził, marudził, marudził i w końcu wypalił, że on może zaraz mnie zaskoczyć (w domyśle, zwolnić mnie z pracy). Ja na to nie wytrzymałem i wypaliłem: A co ty myślisz frajerze, że ja tego nie wziałem pod uwagę?? Masz mnie za takiego durnia, który rozważając swoje poczynania nie wpadł na to, że konsekwencją może być zwolnienie z pracy. Brałem to pod uwagę. Zawsze biorę pod uwagę najgorszą opcję i jeśli mimo to, uważam że warto, wtedy ryzykuję.
I tu jest sprawy sedno. Podejmując jakieś ryzyko (powiedzmy zdrada małżeńska) bierzesz pod uwagę opcję najlepszą (żona się nigdy nie dowie), oraz opcje najgorszą (żona się dowiaduje, zabiera dzieci i odchodzi). Pomijam opcje pośrednie. Jeśli nie akceptuję opcji najgorszej, to nie podejmuję ryzyka. Muszę zakładać, że coś pójdzie nie tak i w najgorszej sytuacji stanie się to i to. Dlatego nie zaryzykuje małżeństwa dla przygodnego seksu.
Co innego, gdyby to były dwie młode dziewczyny zaznawane na raz. Wtedy podjałbym ryzyko. Nic nie będzie -warto było. Dowie się i rozejdzie się po kościach - warto było. Dowie się i zabierze dzieci - też warto było, bo taka okazja trafia się raz na 100 lat. Mi się jeszcze nie trafiła i szanse na to, że się trafi są mniejsze niż na wygraną w lotto, ale żona wie, że jak się trafi, to pójdę, choćbym miał zamknąć ją na ten czas w piwnicy. Łapać okazję, a później jakoś to będzie.
Kiedy zaczynałem prace jako kierowca ciężarówki, bardzo podobała mi się jedna kobieta pracująca na magazynie w firmie w której odbierałem towar.
Polubiłem ją i ona mnie, ale tam byłem zawsze na chwilę. Startowałem z Wrocławia, jechałem tam i po załadunku, wracałem do Wrocka. Nigdy nie byłem tam dłużej niż godzinę, a ona mieszkała jeszcze z rodzicami. Raz się do nich trochę spóźniłem i ona wychodziła z pracy, kiedy ja dojeżdżałem do firmy. Mówi mi tak. Rodziców nie ma w domu i jak chcę, to dzisiaj. Innymi słowy: Teraz albo nigdy.
Postawiłem samochód na stacji benzynowej, komórkę zostawiłem w aucie i do auta wróciłem na drugi dzień rano. Telefon był rozładowany od dzwonienia bez przerwy. Nie zwolnił mnie wtedy i nigdy nie powiedziałem co się stało. Nigdy. Nie wie do dzisiaj, dlaczego mu zniknąłem na 16 godzin. Powiedziałem, że jak chce to może mnie zwolnić, ale ma nie pytać.
I dzisiaj zastanawiam się, w jakich sytuacjach porzuciłbym wszystko teraz.
Są takie rzeczy, dla których zostawiłbym wszystko.
se*s z dwiema (lub więcej) młodymi kobietami, lot helikopterem (w sensie pilotowania), prowadzenie sportowego auta, pilotowanie wojskowego samolotu.
Powiedziałem swojemu pracodawcy, że gdybym był w trasie i zadzwoniłby do mnie kolega z zapytaniem : Słuchaj wziąłem z wypożyczalni sportowe lamborghini, ale tylko na 24 godziny, wskakuj. To cieżarówkę postawiłbym na 24 h na najbliższej stacji benzynowej.
Powiedziałem żonie, że gdyby tak zadzwoniła moja była, że są u niej dwie koleżanki i napalone na mnie czekają, to wysadziłbym ją z dziecmi na przystanku z auta, żeby wracały do domu autobusem a ja pojechałbym prosto do nich.
Brat mojej byłej pracuje w wojsku i pełni służbe w lotnictwie. Pilotem nie jest, ale kręci się bez przerwy dookoła pilotów. Gdyby któregoś dnia zadzwonił, że jest możliwość, żebym wsiadł z pilotem w samolot i poleciał, nie czekałby na mnie dłużej niż dojazd do jednostki. Gdziekolwiek bym nie był i cokolwiek bym nie robił, przerwałbym to i szukał najszybszego transportu do tej jednostki. Zapłaciłbym za helikopter UBERa, albo ukradł ze stacji benzynowej motor, licząc na to, że później go oddam, czy kradzież odsiedzę w wiezieniu.
Są rzeczy które trafiają się rzadziej niż wygrana w lotto i jak się trafią, bie wolno rezygnować. Żona, gdyby zatrzymywała mnie w domu, to traktowałbym jej poczynania, jak prośbę, żeby podarł i wyrzucił wygrany kupon lotto, bo albo ona albo wygrana.
Tak samo jak każdy pracodawca wie, że straci pracownika który wygra w lotto, bo każdy normalny zwolni się natychmiast, tak samo moja żona wie, że pójdę z dwiema, choćby i nawet ona obserwowała mnie przez szybę. Oczywiście próbowałbym dyskretnie, ale gdyby się nie udało, to trudno. Może jakoś się z tego wykręcę później, a może odejdzie, ale nie zrezygnuję.
Tak jak z tą nieszczesną ciężarówką, zaparkowałem, pozamykałem i wyszedłem. Czy brałem pod uwagę zwolnienie z pracy? Oczywiście, że brałem. Brałem nawet możliwość, że te 300km, dzielące mnie od domu, pokonam już pociągiem, bo szef mnie zwolni w trybie natychmiastowym i do samochodu przywiezie następnego kierowcę osobówką. Dlatego idąc do tej dziewczyny zabrałem z samochodu wszystkie swoje rzeczy.
A z biura zwolniłem się dlatego, że szef mnie obraził. Obraził mnie stwierdzeniem, że ZASKOCZY mnie zwalniając mnie z pracy. Myślał, że ja podejmuję taką ważną decyzję i nie wpadłem na to, że on może mnie za to zwolnić. Innymi słowy, miał mnie za ostatniego durnia. Za to mu nagadałem i odszedłem. Paradoksalnie, to on mnie na koniec przeprosił, ja go przeprosiłem za nazwanie go frajerem i odszedłem. Za podjetą decyzję nie przeprosiłem, bo decyzja była słuszna i gdybym miał ją podejmować jeszcze raz, podjąłbym identyczną.
A jak jest z wami?? Dla jakich pasji i fantazji postawilibyście na szali prace, małżeństwo i zdrowie??
~wrocławiak*.255.234.166
*.255.234.166
Posty (41)
Opcje - szybkie linki
Wybierz
Wątki Admina
Wybierz
TOP 20 - przez was wybrane
Wybierz