Josephs.ScotBorowiak Properties Ltd

REKLAMA


Góra Trzech Krzyży
Utworzona: 2023-04-09

Poprosił mnie o rękę. Tak spokojnie, bez nerwów, z łagodnym uśmiechem na twarzy. Poprosił cichym, spokojnym głosem. Czekałam na to.

Czekałam na to trzy pieprzone lata. Tracąc powoli nadzieję. Słysząc tykanie biologicznego zegara. Patrząc jak przybywa mi zmarszczek. 38 lat, dwóch synów. Najwyższy czas zapomnieć o rozwodzie. Najwyższy czas zacząć żyć od nowa.

Poprosiłem ją o rękę w Kazimierzu nad Wisłą. W długi majowy weekend. Na górze obok zamku. Ładny widok na Wisłę i miasteczko w dole. Nie klękałem przed nią. Stanąłem za jej plecami, objąłem, zapytałem, włożyłem na jej palec pierścionek. Skinęła głową na tak. Trzy lata. Długo się naczekała.

Poznałam go przez Internet. Jakiś bezsensowny portal randkowy do autopromocji dla młodych lasek, a wśród nich ja, 35 lat, rozwódka, dwoje dzieci, jedno jeszcze prawie na ręku, z jako taką pracą, ale bez alimentów.

Przez Internet. Stałem na jakimś parkingu, z nudów założyłem konto na portalu, bo był nieograniczony darmowy Internet. W trakcie rozwodu, po wyprowadzce z wybudowanego za własne pieniądze domu, z potrzaskaną psychiką, usychający z tęsknoty za dzieckiem, w małym wynajętym mieszkaniu, w obcym mieście.

Napisał pierwszy. Coś, że podoba mu się mój profil, że nie jest taki plastikowy jak inne. Pisaliśmy tak przez półtora roku. Pomogłam mu przejść przez rozwód, umeblować mieszkanie, kupić jego wymarzone auto Chryslera 300. Pomogłam ułożyć stosunki z byłą żoną i ogarnąć spotkania z dzieckiem. Wszystko przez telefon, Internet. Zdjęcia, maile, komunikatory, rozmowy. Dużo później zwierzył mi się, że gada ze mną, gdy jedzie, choć nie ma mnie w kabinie przy nim.

Gadałem z nią, gdy byłem w trasie. Zwierzałem się. Prowadziła mnie w nocy i we mgle. Nie zauważyłem, gdy stała się częścią mnie. Mój Anioł Stróż na odległość.

Rozmowy w dzień. Rozmowy w nocy. Najpierw życzenia na święta. Potem prezenty dla mnie i chłopców wysyłane pocztą i kurierem. Paczki wysyłane do niego na święta. Strach, że go zamkną na długo, gdy narozrabiał i spędził noc na dołku. Kartki pocztowe ze świata. Po prostu przyjaciele. Obcy przyjaciele. Wyznania, że był z kimś na randce, i że cholera, no nie zagrało. Przegadywania mojego dołka, gdy ten, którego poznałam okazał się kłamcą i nici wyszły ze związku. Zawsze był daleko i zawsze był przy mnie. Wiedziałam o nim wszystko. Widziałam zdjęcia nowej ciężarówki, gdy ją odbierał od dealera. Nowe te wszystkie rzeczy w kabinie. Nową pościel do domu. Nowy telefon, bo zmienił. Buty, spodnie. Wszystko przez Internet albo telefon. Jego zdjęcia pod jakimś mauretańskim zamkiem w Hiszpanii. On i jego ciężarówka otoczone przez stado reniferów gdzieś w Norwegii. On w jego ukochanym mieście Pisek, w jego ulubionej małej jadłodajni. On gotujący latem na parkingu z kolegami, gdzieś w Niemczech. On. Mój.
Spotkaliśmy się przypadkiem. Mały wiejski sklepik, przed nim znajoma ciężarówka. Wewnątrz on robiący zakupy. Lekko przekrwione ze zmęczenia oczy. Stanęłam za nim.

Stała za mną w sklepie. Tak się spotkaliśmy. Usłyszałem jej głos. Zastygłem. Francuzi nazywają to coup de fevre – filiżanka lawy. U nas to się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia. Jak kopnięcie prądu. Jeden obrót głowy, jedno spojrzenie. Już.

Odwrócił się do mnie. Poczułam jak eksploduje mi serce. Kawa, szybko zaproś go na kawę, pomyślałam. Opierał się trochę. Że prosto z trasy, że tak trochę nie wypada, w końcu zamknął tą swoją ciężarówkę i pojechaliśmy do mnie. Pił kawę, zagryzał jabłecznikiem, pogadywał z chłopcami. Pobawił się z nimi trochę, potem go odwiozłam do auta. Nie pocałował mnie nawet w policzek.

Nie śmiałem nawet jej dotknąć. Ja prosto z drogi, a tu dama. Jak podejść, co powiedzieć? Uścisnąłem jej rękę na pożegnanie. I dalej nic. Kolega – koleżanka. Tak zostało.

Kiedyś napisał mi, że ma dla mnie kandydata na męża. Wysłał zdjęcie. Miły, sympatyczny człowiek. Wymienił nas numerami telefonu. Napisałam pierwsza. Tamten odpisał po trzech dniach. Wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie.

Jakoś jej z Jackiem nie wyszło. Dziwne, pasowali do siebie. I dalej były między nami tylko pogaduchy. Do jednej piątkowej nocy w końcu lata. Coś nam się zgadało o Jacku. Że szkoda, że nie wyszło, że mi przykro.

Zapewniłam go, że nic się nie stało, że po prostu nie był mną zainteresowany. Tyle. Odpisał, że szkoda. Zapytałam dlaczego. Bo gdybyś z nim była byłoby mi łatwiej. Byłoby mi łatwiej, gdybyś z nim była, gdybyś była z nim szczęśliwa. Dlaczego tak mówisz, spytałam; bo wtedy byłoby mi łatwiej o tobie nie myśleć.

Chciałem, żeby była szczęśliwa. Znalazłem kandydata, miły wykształcony, oczytany. W sam raz dla niej. Nie wyszło. Chciałem wtedy powiedzieć jej coś na pocieszenie, a wysypałem się sam o sobie ze wszystkim. Napisałem, że byłoby mi łatwiej myśleć, że jest szczęśliwa z kimś innym. Że byłoby mi łatwiej przestać myśleć o niej. „To tu Cię boli?” – zapytała.

I zniknął na dwa miesiące. Zamilkł. Żadnego kontaktu, listu, kartki, nic, kompletna głucha cisza. A potem napisał.

Napisałem do niej po długim czasie. Coś w stylu: witaj chciałbym żebyś wiedziała, że… i potem wszystko. Do dna, do końca. Spotkaliśmy się na Cytadeli w Poznaniu. Ona, chłopcy i ja. Święta były wspólne. Razem. Trochę miałem łez w oczach, w jej synach widziałem swojego. Ale tak się do mnie obaj garnęli, że wkrótce już nie wiedziałem ilu mam synów, ilu moich, ilu jej, po prostu założyłem, że mam trzech. Tak czułem. W majowy weekend zabrałem ją do Kazimierza. Pobyt zarezerwowałem coś z pół roku wcześniej, tam jest strasznie trudno znaleźć hotel. Kawa na rynku, te śmieszne kogutki wypiekane z chlebowego ciasta, zdjęcie przy studni, wejście w ruiny zamku, potem na Górę Trzech Krzyży.

Jakoś tak jest, że gdy ktoś prosi kogoś o rękę, to wokół jest taka magiczna atmosfera, taka aura. Nagle wszyscy wyczuwają, że za chwilę stanie się coś ważnego, pięknego. I wszyscy milczą taktownie i skromnie.

Marek Wers
Do ulubionych
PREZENTACJA FIRMY
ADAR Sp. z o.o.


NAJNOWSZE WIADOMOŚCI

NASZE WYWIADY

OPINIE

NASZE RELACJE

REKLAMA
Photo by Josh Hild from Pexels