Josephs.ScotBorowiak Properties Ltd

Załoga Jelcza jest już w domu!

Utworzona: 2021-09-27


Załoga Jelcza po 36 dobach spędzonych poza domem zakończyła podróż ku najwyższym górom świata. Do Nepalu nie dotarli, bo na przeszkodzie stanęły względy bezpieczeństwa. W drodze powrotnej, w Rumunii, zaliczyli przejazd „transylwańskim highwayem” w zimowej scenerii oraz spotkanie z rodziną niedźwiedzi.

W naszej poprzedniej relacji, przed tygodniem, poinformowaliśmy, że załoga Jelcza znajdowała się w Turcji, w miejscowości Gebze. Tam, w oddziale firmy Adient, zorganizowano ostatnią już wystawę osiągnięć polskiego himalaizmu. Jelcz zaparkował na terenie zakładu i przez kilka godzin wystawę obejrzała spora liczba pracowników firmy.


Tego samego dnia, przy kolacji z udziałem irańskiego partnera wyprawy, pojawiła się realna możliwość wysłania "Jelonka" drogą morską do Pakistanu, jednak w nieokreślonej przyszłości. To spowodowało, że zapadła nieodwołalna decyzja powrotu do Polski.


32. dzień ekspedycji upłynąl głównie pod znakiem przekraczania granicy turecko-bułgarskiej. Poszło w miarę sprawnie, bez niespodzianek i długotrwałych kontroli, a przed wjazdem na terytoirium UE należało przeprowadzić dezynfekcję podwozia i kół ciężarówki za... 1,5 euro.


Kolejna doba – kolejny kraj, Rumunia. Celnik na granicy stwierdził, że widział Jelcza i polską ekipę w telewizji i bez zbędnych pytań przepuścił ich. W tym górzystym kraju załoga wystawiła Jelcza na ostatnią w czasie tej wyprawy, bardzo trudną próbę wydajnościową. Za cel obrała bowiem pokonanie najwyższej w Rumunii przełęczy, tzw. „transylwańskiego highwayu”. Nie wzięli pod uwagę, że w wysokich partiach Karpat o tej porze roku pogoda nie sprzyja jeździe po serpentynach...


Zanim podjęli próbę przejazdu, zatrzymali się na nocleg w górskim lesie. Akurat napatoczył się patrol służby leśnej i mundurowi stanowczo odradzili nocowanie na zewnątrz pojazdu. Rano okazało się, że mieli rację. W odległości dosłownie kilku metrów od ciężarówki pojawiła się rodzina niedźwiedzi – mama z dwoma maluchami. Na szczęście niedźwiedzica nie poczuła zagrożenia i rodzinka po chwili oddaliła się od auta.


Kilka kilometrów wyżej Jelcz wjechał do innego świata. Za oknem pojawiły się zimowe "atrakcje": śnieg, mróz i mgła. Droga była oblodzona i tak wąska, że ciężarówka nie byłaby w stanie zawrócić. Na szczycie – prawdziwa zima! Szyba przednia zamarzła w parę minut. Ten najtrudniejszy podczas wyprawy test drogowy Jelcz i kierowca zdali na piątkę z plusem!


Jadąc dalej przez Rumunię ekipa spotkała kilkanaście sportowych samochodów z Polski, a w grupie kierowców i pasażerów znalazł się znajomy. To dopiero przypadek.


Na granicy z Węgrami, która została przekroczona 34. dnia wyprawy, celnik polecił kierowcy Jelcza stanąć w długiej kolejce dla ciężarówek, ale członkowie teamu grzecznie wyjaśnili, że to nie jest zwykły "camion" tylko mobilna wystawa himalajska. Podczas kontroli ładunku celnik nie zorientował się, że pod pierwszym jest jeszcze drugi poziom podłogi…

Węgry zapisały się w pamięci obieżyświatów długimi i zadbanymi odcinkami autostrad, natomiast Słowacja robotami drogowymi, ruchem wahadłowym i dziurami w nawierzchni. Celem na ten dzień była granica z Polską w Barwinku, którą jadąc w przeciwnym kierunku załoga przekroczyła 35 dni wcześniej. Jakie refleksje po powrocie do kraju? Na pewno pozytywne, chociaż do Nepalu nie dotarli. Mieszały się wspomnienia wielkiej przygody, wcale nie rozczarowania, a raczej zadowolenie ze realizacji wielu założonych celów.

Na polskich drogach często wyprzedzali ich kierowcy innych aut, aby za chwilę się zatrzymać i zrobić zdjęcia "Jelonka" w ruchu. Na każdym postoju pojawiali się nowi rozmówcy, ciekawi historii, którą mieli do opowiedzenia uczestnicy wyprawy "Jelczem w Himalaje".


Kolejny, 36 dzień od wyjazdu, był dniem powrotu do domu. W pewnej chwili skonstatowali, że polską autostradą jedzie się wolniej niż na Bliskim Wschodzie, a to ze względu na „umilające” czas roboty drogowe. Na krótko zatęsknili za pięciopasmowymi irańskimi drogami.


Idalnie trafili z czasem wjazdu do Jeleniej Góry. Nawet dla dobrego logistyka arcytrudnym do zaplanowania byłoby spotkanie na drodze z Mają Włoszczowską, która na rowerze kierowała się do parku Paulinum. Dumny tata Rysiek przywitał się z córką w dzień zakończenia jej kariery sportowej. Przywitani przez prezydenta Jeleniej Góry Jerzego Łużniaka, członkowie ekipy oficjalnie ogłosili powrót z wyprawy.

Źródło: www.jelczemwhimalaje.pl
Do ulubionych
Photo by Josh Hild from Pexels